5.06.2016

To ona #2

Więc jak to było od początku. Albo w sumie... Lepiej nie rozpamiętywać. Może zacznę od tego jak jest teraz. Cóż nic specjalnego. Każdy chyba zna (a jak nie to pozna) takie uczucie które choć ,że dużo namiesza, może też wiele dać.
Zakochanie, zauroczenie. W sumie w książkach to tak ładnie wygląda, tak pięknie jest to opisane a jeśli chodzi o mnie to mam mieszane uczucia. Tak naprawdę z mojego punktu widzenia to wcale nie jest rozpierające od środka miłe ciepło. To raczej jakby ktoś wlał w ciebie kubeł gorącej wody która stopniowo rozpływa się w tobie wywołując dziwne ukłucie.
I mówiąc krótko tak naprawdę nigdy nie jest tak jak to opisują w książkach albo pokazują na ekranach filmu. Bo tam to prawie zawsze chłopak zakocha się w tej dziewczynie a tutaj? Niestety tak nie jest. Co jeśli czekam już dwa lata a on magicznie nie przyszedł do mnie i nie powiedział ,że mnie kocha? I mogłabym mieć pretensje do całego świata o to ,że ON nie raczył łaskawie mnie chociaż polubić. Jednak los chyba postanowił zwrócić na mnie uwagę i wreszcie włączyć tryb szczęścia. 
Szkolna impreza na którą nie miałam najmniejszego zamiaru iść zmieniła się w dzień który zawsze będę wspominać. Otóż po kilku dyskotekach na których tylko marzyłam ,żeby poprosił mnie do tańca wreszcie moje marzenie się ziściło. Do końca mojego życia zapamiętam te słowa: "Zatańczysz?". Kiedy teraz tak o tym myślę to zastanawiam się czy czasem sobie tego nie wymyśliłam. Może mi się to przyśniło? Nawet jeśli to był to piękny sen. I w sumie nie sam taniec był fajny. Tylko to ,że przez cały czas gadaliśmy. Po raz pierwszy, prawdziwie. I po raz pierwszy nie bałam się odezwać. I tak nic się nie zmieni po tym. I tak będziemy na innych planetach choć cały czas w te samej galaktyce. 
Jednakże ta chwila, te kilka minut było czymś naprawdę miłym. Pierwszy raz nie musiałam upiększać tej chwili w wyobraźni. A czemu? Bo była idealna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic